Newsletter

„Okolice dzikiej rzeki”

fragmenty artykułu:

Elżbieta Konopka, przewodnik turystyczny i zarazem sekretarz „Wszechnicy Biebrzańskiej”, zapowiada pracowity dzień:

– Na tratwę mogą się wybierać tylko mocni ludzie. To duży wysiłek, który jednak opłaca się stokrotnie. Zobaczymy krajobrazy jak w bajce. (…)

Wiatr na razie sprzyja, więc szybko nabieramy jakiej takiej wprawy. Elżbieta straszy „na wyrost”, że ruszyć tratwę pod gwałtowniejszy podmuch, nawet z silnym prądem rzeki, to jak krowę ciągnąć po schodach.

(…) Właściciel „statku” (…), jeszcze nie odjechał. Rzuca nam z brzegu dobre rady i słowa otuchy. Jest sołtysem, (…) małej wsi z ośmioma gospodarstwami, skąd wyruszyliśmy na podbój bagiennych nurtów. Po drodze okazało się, że umie wszystko: pracuje na roli, ale czuje się stolarzem i po trosze piekarzem. Wyrabia sękacze według klasycznych receptur, prowadzi gospodarstwo agroturystyczne i stara się zapewnić gościom atrakcyjny program. (…)

(…) Gadamy, gadamy, a na horyzoncie pojawia się kościół w Krasnymborze z charakterystyczną białą fasadą. Będzie nam towarzyszył przez całą dzisiejszą wyprawę. Bo koryto Biebrzy kręci, zygzakami przecina Bagna, cofa się i żeby przepłynąć – powiedzmy – cztery kilometry w linii prostej, trzeba ich zrobić z osiem, co zajmuje zwykle cały dzień. (…)

(…) Ja te bagna przepłynąłem i przeszedłem w każdą stronę i nigdy nie mam dość. (…)

(…) Park to nie tylko zakazy, ograniczenia. Można tu żyć korzystając z tego, co daje przyroda. Trzeba tylko wiedzieć, trzeba tylko wiedzieć, jak ją chronić nie tępiąc ludzi. (…)

(…) Z bocianiego gniazda, a właściwie z platformy do opalania się, Michaś coś nam sygnalizuje. Widok ma mniej rozległy, niż ten ze znakomitej fotografii Wiktora Wołkowa, zrobionej z lotu ptaka, która na folderach obiegła świat, ale widzi chyba kres podróży. To znaczy, że za półtorej, dwie godziny będziemy mieli lądowanie. Zbieramy resztki sił i czerwieniąc się na słońcu, chyba ze wstydu, żeśmy całkiem bez kondycji, ruszamy „całą naprzód”. Ukryty w zaroślach świergotliwy trzciniaczek zanosi się ze śmiechu. (…)

 

Andrzej Polakowski

 

Zostaw komentarz :)