Newsletter

„Hormony Buzują”

Zima zwolniła uścisk. Milczące dotąd rozlewiska rozbrzmiewają gęganiem gęsi, klangorem żurawi, kiwitaniem czajek… Biebrza budzi się do życia.

Marzec i kwiecień – czas ornitologicznych obserwacji. Ptaków przybywa z każdą godziną. Barwni przybysze głośno śpiewają, strosząc godowe upierzenie. Dobrze ich widać na bezlistnych jeszcze drzewach.

– To pogranicze sportu, odpoczynku psychicznego i wrażeń artystycznych. Ptaki, kolorowe i ożywione, podskakują, rozglądają się, biegają zaaferowane… Urocze hobby – przekonuje Tomasz Kułakowski, wiceprzewodniczący Północnopodlaskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków.

Są wszędzie – nawet w wielkich miastach zdarzają się rarytasy, jak sokoły wędrowne i pustułki. Ale najwięcej gatunków żyje w lasach liściastych, na podmokłych łąkach, w parkach narodowych, nad morzem. Samo przebywanie w tych miejscach jest przyjemne i relaksujące.

Uczta dla oczu

– Wiosenne wypady nad Biebrzę – gwar wędrujących ptaków, zapach pierwszych kwiatów i bagiennych łąk… Niepowtarzalna atmosfera kusi obserwatorów z całego świata. Wielu wraca co rok. Ci, którzy zasmakowali w Biebrzy, nazywają się „biebrzniętymi” od krążącej po rzece krypy „Biebrznięta Narwianka” – wyjaśnia Tomasz Kułakowski.

 Bagna Biebrzańskie – stawy, trzcinowiska, turzycowe łąki, brzeziny, olsy… Największa w Europie ostoja dubelta, kropiatki, orlika grubodziobego, rybitwy białoskrzydłej, derkacza. Zaobserwowano tu 271 gatunków ptaków, w tym ponad 180 lęgowych. W marcu rzeka wylewa, podtapiając okolicę aż do maja. Ogromne, płytkie rozlewisko służy za popas setkom tysięcy siewkowców, kaczek, gęsi, żurawi. Migrują na północ – do Skandynawii, na Syberię – z afrykańskich i śródziemnomorskich zimowisk. W dolinie Biebrzy żerują i odpoczywają. Jest na co patrzeć! Nad stadami krążą skrzydlate drapieżniki: kanie, kobuzy, bieliki… Po łąkach majestatycznie przechadzają się białe i czarne bociany. A na zalewiskach gnieżdżą się kolorowe bojowniki bataliony – logo Biebrzańskiego Parku Narodowego.

– Tokowanie batalionów to widowisko. Każdy z samców tego gatunku szczyci się unikalnym upierzeniem. Nie ma dwóch takich samych! Zbierają się na wysepkach wśród bagien – ptaki jaśniejsze wybierają inne strefy niż te z ciemnymi piórami. Gdy stroszą kryzy na szyjach, wyglądają jak strojni rycerze… Pochylają się, kierują ku sobie dzioby i gonią się nawzajem – opisuje Tomasz Kułakowski.

O tej porze roku najciekawszy jest Basen Południowy parku, obejmujący obszar od Wizny do Osowca. Uroda pasa bagien przy ujściu Biebrzy do Narwi zapiera dech w piersiach.

– Lśniąca rzeka leniwie płynie meandrami. Od lazuru wód odbijają bezlistne krzewy, oświetlone pomarańczowym blaskiem świtu. W krajobrazie rozlewisk dominują ptaki – wszystko lata, krzyczy, tańczy, chichocze, śpiewa… żurawie – młodziki z poprzedniego roku – odprawiają tańce godowe. Podskakują, rozkładają skrzydła i wyginają szyje, przekrzykując jeden drugiego… Cóż, wiosna. Hormony buzują – opowiada Katarzyna Ramotowska, przewodniczka, właścicielka Biura Obsługi Ruchu Turystycznego Eco-Travel.

Torfowiska eksplodują życiem – z kęp turzyc odzywają się zaczepnie kropiatki, powietrze wypełnia beczenie bekasów, śpiew świergotków łąkowych, chrapanie słonek…

– Wystarczy grzebnąć w wodzie, by podejrzeć inną aktywność – gody niebiesko zabarwionej żaby moczarowej. Od rechotu tysięcy osobników bagna „gotują się”. Bulgoczą jak kocioł z wrzątkiem – dodaje przewodniczka.

Wiosna w kaloszach

Wieże widokowe to symbol rosnącej popularności podglądania ptaków (w Polsce jest 6-8 tys. „ptasiarzy”). Nie tak dawno na Bagnach Biebrzańskich wznosiła się tylko jedna – we wsi Brzostowo.

– Zamiast 20, tłoczyło się na niej 40 „ptasiarzy” z lunetami. Rolnicy zwietrzyli interes i stawiają kolejne wieże – śmieje się Tomasz Kułakowski.

Rasowy obserwator stara się wyłowić rzadkie okazy – a to niełatwe w stadach liczących tysiące ptaków. Wypatruje bernikli wśród gęsi zbożowych i gęgaw. Nasłuchuje łabędzi krzykliwych – ich donośne fanfary są często mylone z klangorem żurawi. Wyłuskuje ptaka z obrączką, by potem prześledzić jego drogę…

– Amatorzy nieraz przysłużyli się ornitologom, udostępniając im swe notatki. W Polsce prowadzi się np. badania ptaków lęgowych: skowronków, jaskółek, bocianów… Ubywa ich w krajobrazie Europy Zachodniej – rolne monokultury i wielkie plantacje nie sprzyjają ptakom. Wysyłane do Brukseli polskie obserwacje wspierają ekologiczny lobbying w Unii – zapewnia Tomasz Kułakowski.

By zobaczyć coś ciekawego, trzeba wstać bardzo rano – świt i zmierzch to szczyty aktywności w przyrodzie. „Ptasiarz” powinien wykazać cierpliwość i hart ducha – na bagnach i podmokłych łąkach dokuczają owady. Nieodzowne są środki przeciw komarom i wysokie kalosze. Widoki wynagrodzą jednak wszelkie niedogodności.

– Gdy lecą stada gęsi, nie sposób się nie zatrzymać i nie patrzeć na tę zapowiedź nadchodzącej wiosny. Wokół niezmierzona przestrzeń, topniejący śnieg, rozlewiska po horyzont… Takie chwile zostają w pamięci – przyznaje Piotr Marczakiewicz, ornitolog z Biebrzańskiego Parku Narodowego.

Ekwipunek obserwatora to – prócz kaloszy – stonowane ubranie. Krzykliwe kolory płoszą ptaki. Rozpoznanie wypatrzonych okazów umożliwi atlas – np. „Ptaki Europy i obszaru śródziemnomorskiego” Larsa Jonssona. Przyda się i notes do zapisywania obserwacji, takich jak: wielkość ptaka, upierzenie, długość dzioba, sposób lotu i żerowania… Niezastąpiona jest dobra lornetka.

– Standard to parametry 10 x 50 (powiększenie x średnica okularu). Coraz powszechniejsze stają się lunety obserwacyjne – poręczne, lekkie, pozwalające na obejrzenie detali. Hit ostatnich lat to fotografia cyfrowa. W ekwipunku ornitologów pojawiają się cyfrowe lustrzanki i aparaty połączone z lunetą, najczęściej Nikon Coolpix – radzi Tomasz Kułakowski.

Biebrzę nawiedzają miłośnicy ptaków z Polski, Holandii, Niemiec, Belgii i Wielkiej Brytanii, skąd przyszła moda na birdwatching, czyli obserwowanie ptaków. Co dzień przewija się mnóstwo ludzi – dlatego tak ważne jest odpowiedzialne zachowanie. Hałasowanie, wabienie, płoszenie, szukanie gniazd – to groźne dla dzikiej zwierzyny.

– Ptaki żyją na rozlewiskach – obserwuje się je, stojąc na drodze. Nie wolno wchodzić na bagna poza wyznaczonymi ścieżkami, choż niektórzy próbują nawet wjeżdżać samochodami! To płoszy ptaki, nabierające sił przed dalszą podróżą. No i jest nieuprzejme wobec obserwatorów, którzy przyjdą po nas… – instruuje Piotr Marczakiewicz.

Tropami wilka

Biebrzańscy przewodnicy objeżdżają z turystami najciekawsze miejsca, pokazując warte obejrzenia zakątki. I zwierzęta – nie tylko ptaki, bo laików może nużyć wielogodzinna obserwacja skrzydlatych mieszkańców bagien. Większości wystarczą dwie godziny na ich podglądanie.

– Tak ustawiamy lunety, by turyści dojrzeli rarytasy w stadzie. Zainteresowanych uczymy rozpoznawać gatunki gęsi, łabędzi, kaczek… Otwieramy ludziom oczy na znaki w przyrodzie. Umiejętność ich czytania wzbogaca – twierdzi Katarzyna Ramotowska.

Linie tropów w błocie powiedzą np., jakie zwierzę tędy przechodziło, w jakim stanie emocjonalnym się znajdowało, jak się czuło fizycznie, czy pozostawało w związku rodzinnym…

– Z odchodów wilka odczyta się m.in. hierarchię zajmowaną w stadzie. A mnóstwo małych tropów, które podeszły żółtym płynem, to nie – jak sądziłby laik – ślady stada psów, ale wilcze przedszkole. Młode wilczki tędy szły i siusiały. Czując nadchodzących ludzi, piastun – dorosły wilk – wycofał podopiecznych w krzaki. I choć ich nie widać, czekają w pobliżu, aż intruzi sobie pójdą… – opowiada przewodniczka.

Dziurki wzdłuż drogi – na które wściekają się kierowcy w obawie o podwozia aut – to nie kiepskie pobocze, lecz wywietrzniki zrobione przez bobry do wentylacji nor. Natykając się na nie, nie wiemy, że stoimy bobrom na głowach!

– Pokazujemy też niepozorne zwierzęta – jak gąsienice, których wielu ludzi się brzydzi. A to ciekawe stworzenia. Na przykład z gąsienic jednego gatunku wykluwają się zarówno wielkie białe motyle, jak i małe brązowe. Takie niepodobne, a rodzina! Gdy opowiadamy o samicy tego motyla, spędzającej 95 proc. życia na uprawianiu seksu, ludzie od razu inaczej na nie patrzą – śmieje się Katarzyna Ramotowska.

Ostoja łosia

Ptaki, owady, wilki, wydry, bobry, jenoty, lisy, borsuki, symfonia żab moczarowych… I łosie. Warto się pospieszyć – do połowy kwietnia te zwierzęta pozostają w zimowych ostojach. Łatwo je wtedy spotkać – niemal na każdej łące turzycowej pasie się jeden, a nawet kilka osobników. Potem ruszą na bagna, gdzie można je będzie oglądać tylko z wież widokowych.

– Turyści gnani żądzą podejścia do niepłochliwego z natury łosia zapominają, że to dzikie zwierzę. Gdy kładzie uszy po sobie, daje znak, że czas brać nogi za pas. Inaczej można skończyć jak grupa fotografików – robili zdjęcia klępie i nie zauważyli nowo narodzonego łoszaka. Matka przypuściła szarżę, pokonując 60 metrów w 3 sekundy… A łatwo sobie wyobrazić, jak wygląda ucieczka, gdy trzeba odsysać nogi z błocka! – ostrzega przewodniczka.

Dolina Biebrzy to 60 tys. ha nieujarzmionej przyrody. Potęga, wobec której wypada żywić respekt…

– Pamiętam Holendrów, którzy wybrali się na 60-kilometrowy spływ Biebrzą. A to leniwa rzeka, nurt nie pomaga. W dodatku nie przygotowali się na załamanie pogody. Wiosłowanie wymagało takiego wysiłku energetycznego, że po 16 godzinach niektórzy płakali… Prawdziwy survival! W dodatku jeden kajak zaginął. Poszukiwania trwały całą noc. Rano turyści się znaleźli. Szli drogą, zadowoleni, niosąc kajak na głowach. Opowiadali, że spotkali wędkarza przeczekującego noc na brzegu. Siedział schowany pod kajakiem i kurował się gorzałką. Holendrzy się z nim zintegrowali… – wspomina Katarzyna Ramotowska.

Bezpieczeństwo to nie jedyny powód, by wynająć przewodnika. Nie wiedząc, na co patrzeć, turysta nie doceni unikalnego piękna Biebrzy…

Karolina Guzińska

Źródło:

 

„Puls biznesu”

Archiwum Puls Biznesu

wyd. 1814 str. 20

Zostaw komentarz :)